Wysłany: 02 Maj 2005 12:36 pm Temat postu: Re: Kto pamieta ?
Achom napisał:
Oj, nie pamiętam dokładnie tej sytuacji "jak Słoniowi przyłożyli szeregowcem z exsplanda", chociaż coś tam było takiego. Jak możesz to przypomnij nam tę sytuację. Po ksywce „LINOKAT” nie bardzo wiem z kim mamy przyjemność. Pozdrawiam. Cześć
Achom 1972: Matura '91
Irku! Linokat to nasz kolega Krzysztof Ch. z Zawoji, mieszkał w 109 z Bronkiem Gabrysiem, Jackem Gajęckim/który służy w Świętoszowie/ oraz Arkiem Brykiem i Świerczyńskim, jesli mnie pamięć nie myli. _________________ matura 1991, klasa D, pokój 110
Dołączył: 05 Maj 2005 Posty: 67 Skąd: Obecnie Konin
Wysłany: 09 Maj 2005 05:40 pm Temat postu:
mieszkałem w 104 na początku i na końcu a w okolicach 2 i 3 roku tułałem sie gdzieś na parterze (chyba 10) ale najbardziej podobało mi sie już pod sam koniec kiedy wszystko sie wymieszało i mieszkaliśmy po 4 czy 5 osób, a w porywach 3, mieszkał w 104 wtedy Paweł Wieczorek, ja, no i niesamowity gość - Cezary z E91 (eh ta ludzka pamięć do nazwisk)- z Poręby na którego wołaliśmy Sproket od tego angielskiego psa (bo dobrze go naśldował ale robił to baaaardzo rzadko - za to jak zrobił to pokładaliśmy się ze śmiechu z pół dnia) i już nie pamiętam czy jeszcze ktoś (chyba Apacz i Słoniu gościnnie) bo to ponad 10 lat . Ale do rzeczy. Po (a może przed) jakiejś wycieczce ktorej organizatorem był pewien aktywista z Poraja (obecnie dr wykładowca) w pokoju zostały rowery które trzeba było oddać ale jakoś nie było czasu i pewnego nudnego popołudnia ów aktywista postawił na środku wieszak ogólnowojskowy czterokołkowy i zaczął rowerem jeździć w kółko po pokoju tzrymając jedną ręką kierownicę a drugą wieszak, nie minęła chwila i zainteresowanie wzrosło na tyle, że Sproket zdjął wlakmana i podniósł głowę - ocenił że jest ok więc chciał pojeździć - spróbowali we dwóch, ale że 2 rowery już sie nie za bardzo chciały mieścić no i powoli nuda wkraczała między ich rowery to wymyślili, że się pojeżdżą na czas z pokoju do końca korytarza i z powrotem. Trzeba było być świadkiem bo ciężko jest to opisać, START - Sproket nie może zastartować bo sie w coś zaplątał, ja mierze czas, wszyscy drą ryje żeby ruszał - pojechał - 1 przeszkoda - wali kołem w zamknięte drzwi - ryk zawodu - ale wstaje - drzwi stoją otworem ale nagle mu zaczęła ściana korytarza z naprzeciwka fikać - no to ją kierownicą przerysował - zakręt w lewo - upadek - ryk zawodu - wstaje - pół drogi biegiem za rowerem - wsiadł w biegu - odbite jajka - koniec korytarza - awaryjne hamowanie - jak się pozbierał to prawie się polałem w gacie ze śmiechu - wrócił lepiej bo nabrał wprawy ale nie dał rady trafić w otwarte drwi za pierwszym razem - aplauz osiągnął zenit - koniec, a Czarek zsiada z roweru skacze na piętach (jajka) i mówi że kolarze mają p... (i tu złamał regulamin forum) potem Wieczorek, potem (chyba) Słoniu i być może jeszcze ktoś, a ha jak Paweł przywalił w fikającą scianę przestałem czas mierzyć bo nie dałem rady... było odjazdowe popołudnie.
Adam Rybka
B91, Stanisław Ujma, Dariusz Sołtysiak _________________ -O żesz ty ku..., w ch... je... twoja mać, pie...y, zas..., po...y k...s !!! - Powiedział marynarz, po czym szpetnie zaklął.
Cześć Adamie! Widzę, że ekipa ze 104 powoli się odlicza. A propos tej historii z rowerami na korytarzu - teraz po wielu latach w końcu wiem skąd wzięły się ślady opon na naszych drzwiach pokoju 110. Pozdrawiam i mam nadzieję, że w czerwcu wzniesiemy kielichy ku pamięci starych dobrych czasów w OLW. _________________ matura 1991, klasa D, pokój 110
Cześć!
Pamiętacie naszego kolegę Piotrka z Lubina?
Ja go pamiętam dość dobrze, a szczególnie pewne wydarzenie. Piotrek zawsze miał pecha na laski, jakoś mu się nie układało. Pewnego dnia wraz z Pawłem wpadliśmy na szatański pomysł, jak tu pomóc koledze (czytaj: dokuczyć). Napisaliśmy do Piotrka list od Nieznajomej, rzekomo poznanej na dyskotece (tych słynnych dyskotekach w OLW z pannami z Medyka). Piotruś był zachwycony i oczywiście odpisał i wysłał list do nieistniejącej laski na nieistniejący adres. Jak się pewnie domyślacie po kilku dniach dostał odpowiedz z datą i miejscem spotkania (w końcu sam mu pomagałem napisać odpowiedź). Wygolił się, wystroił, wypachnił i pojechał ,,11’’ do centrum. Oczywiście nikt nie przyszedł na spotkanie, ale za to dostał od ,,Niej’ list z przeprosinami. Nękaliśmy go tak ze 2 tygodnie (chyba ze 3 razy był na tej lewej randce). W końcu wszystko się wydało, nie odzywał się do nas chyba z miesiąc (patrząc z perspektywy czasu, to było podłe, ale młodość ma swoje prawa).
Pozdrawiam wszystkich chłopaków z rocznika 1972.
Spotkajmy się kiedyś!
Pamiętacie naszego kolegę Olgierda Sawkę? Otóż przypomniała mi się jedna taka sytuacja z nim w roli głównej.
Nie pamiętam dokładnie czy było to w 2 czy 3 klasie, ale to nie jest nieistotne. W każdym bądź razie było to pod koniec roku szkolnego na lekcji języka niemieckiego. Olgierdowi groziła pała z niemieckiego, a jednak skubaniec w nietypowy sposób z tego wybrnął. A jak to zrobił? Otóż nagle powstał z ławki, rzucił się do okna, stanął na parapecie i nawija (a było to pierwsze piętro): ,,…Jak mi pani nie da pozytywnej oceny to wyskoczę!...’’. Chociaż okno było zamknięte, to zamarliśmy, włącznie z profesorką. Nie chcąc ryzykować i mieć na sumieniu chłopaka, zlitowała się profesorka i dała mu pozytywną ocenę.
Pozdrawiam wszystkich.
Wysłany: 17 Paź 2006 04:57 pm Temat postu: Było sobie życie w pokoju 104
Nawet w najbardziej "żywym" pokoju naszego rocznika - zapanował marazm i grobowa cisza. Pozdrowienia dla pana dr Wieczorka i dla Sebastiana, który ostatnio też coś zamilkł. Adaś R. chyba wypłynął na szerokie wody _________________ matura 1991, klasa D, pokój 110
No pokój 104 miał wiele wspaniałych momentów. Jak choćby sławetna "ściana", na której można było wpisywać wszelakie teksty. Jako że mieszkaliśmy tam w piątkę to było wolne miejsce, które należało jakoś zagospodarować Zrobiłem ją z Pawłem Wieczorkiem z kilku dużych bloków rysunkowych. I wisiałaby sobie zapewne do końca świata, ale jeden z kolegów ( nie wiem który, gdyż pokój nasz w pewnym momencie był niejako przechodni i otwarty ze względu na wyścigi rowerowe i "ścianę") dokonał wpisu "SŁONIU TO PEDAŁ". I stało się! Duże zainteresowanie ówczesnych "forumowiczów" nie umknęło uwadze naszego Kapitana, który z racji wykonywanych obowiąków często wpadał do nas i wczytywał się skrupulatnie we wpisy. Oczywiście nie trudno było nie zauważyć dość dużego "SŁONIA" i zawiesił forum, a administratorom nakazał zniszczenie "ściany". I tak wieczorem powstał największy w historii samolot z papieru ( tak uważamy) , który został oficjalnie podpalony i wypuszczony przez okno....
Ech jak tak sobie przypomnę... Mieszkaliśmy wtedy w składzie:
1. Cezary Wnuk (salowy-cieciowy) "Sproket", "Skropet", "Zwardoń"
2. Adam Rybka "Mokry"
3. Dariusz Tomzik "Apacz"
4. Artur Obstój "Grubszy"
5. Paweł Wieczorek "Hitler"
Ps. A zawody rowerowe opisane przez Adama były tak jak je opisał. Dodam tylko, że odbyły się one po zajęciach a tuż przed obiadem.
Cześć Arturze!
Gdzie byłeś, jak Cię nie było. Miło znowu przeczytać jakieś wspomnienia z naszego rocznika. To opisane przez Ciebie, rzeczywiście może stanowić pierwowzór forum OLW a przynajmniej waszego pokoju. Kto wtedy myślał,że coś takiego może powstać...internet...strona OLW... czy wreszcie same PC, które w Polsce dopiero raczkowały. W naszej pracowni komputerowej mieliśmy, jeśli dobrze pamiętam Amstrad Schneider 6128 i to był szczyt techniki, jeśli chodzi o szkolne pracownie komputerowe w tamtych latach.
Napisz co tam u Ciebie słychać, jakiś kontakt z Pawłem W. czy on taki zapracowany nad tą habilitacją. Pozdrawiam _________________ matura 1991, klasa D, pokój 110
Była jeszcze aferka, która skonczyła się przedobiednim apelem z udziałem ppłk Luniaka. A było to tak...
W pewne popołudnie tuż po zakończeniu zajęć zwaliła się spora grupa ludzi do naszego pokoju. Zapewne palacze z mojej klasy i klasy B. W całym tym rozgardiaszu dostrzeżono sprzątaczkę, która zmierzała do sali gimnastycznej. Oczywiście zaraz wesoła ferajna zaczęła radośnie pokrzykiwać na biedną kobietę i w znany wszystkim kibicom sposób dopingować ją do pracy. Widać poczucie humoru tej pani było inne, bo po kilkunastu minutach z wesołej zabawy wyrwał nas dzwonek. Na dole było czywiście dochodzenie w stylu naszego pułkownika i po kilku chwilach przyniosło ono skutki. Przed szereg wystąpił cały pokój 104... i zaczęło się piekło. Zostaliśmy pouczeni, że granda, skandal, że relegujją nas, że rodzice i lepiej byśmy się sami przyznali. Największym winowajcą okazał się Czarek Wnuk (notabene kompletnie niewinny, bo leżał na łóżku i słuchał walkmana), bo mu źle z oczu patrzyło (okreslenie śledczego) i miał całe czerwone dłonie zapewne od klaskania na biedną sprzątaczkę. Tak oto mijał nam młodzieńczy, beztroski czas...
Łza się w oku kręci...
A tak swoją drogą to zapraszamy do pokoju 104 wszystkich bez wyjątku, a szczególnie tych, którzy mogą dopisać swoje przelotne przygody w tym tyglu klas. A może tak kpt. Ujma się odezwie?
A przypomniałem sobie jeszcze akcję z żarówkami. Mieliśmy na roku opiekuna o ksywie AZS-iak (chyba nazywał się Małasiewicz). Gość dosyć antypatyczny i wśród wielu wad miał taką, że zaraz po pobudce łaził po salach zapalał światła. Najbardziej dokuczliwe było to jesienią i zimą. Na początku tłukliśmy żarówki i wkręcaliśmy same oprawki. Ale jak wiadomo w czasach notorycznego niedoboru żarówka była towarem dość deficytowym, więc żeby nie być posądzonym o niszczenie mienia i sabotaż (były takie zarzuty) uszkadzaliśmy je delikatnie. AZS-iak wpadł więc na pomysł żarówki "służbowej". Wkręcał ją i czekał aż sie z koja podniesiemy. Jak wiadomo każda akcja wywołuje reakcję. Skołowaliśmy skądś żarówki czerwone, które po zapaleniu świeciły wspaniale. No żarzyły się cudnie. I nie zapomnę momentu jak Azs-iak wpada rano do sali, zapala światło a tu czerwony półmrok. I drze się "a co tu jak w burdelu"? I nie pamiętam który z nas odpowiedział łagodnie "o bywalec się znalazł" czy coś w tym stylu i facet światło zgasił i dał nam spokój.Potem jak już nas rano odwiedzał to mówił "o tu zawsze jak" i na tym kończył.
Cześć!
Pamiętacie naszego kolegę Piotrka z Lubina?
Ja go pamiętam dość dobrze, a szczególnie pewne wydarzenie. Piotrek zawsze miał pecha na laski, jakoś mu się nie układało. Pewnego dnia wraz z Pawłem wpadliśmy na szatański pomysł, jak tu pomóc koledze (czytaj: dokuczyć). Napisaliśmy do Piotrka list od Nieznajomej, rzekomo poznanej na dyskotece (tych słynnych dyskotekach w OLW z pannami z Medyka). Piotruś był zachwycony i oczywiście odpisał i wysłał list do nieistniejącej laski na nieistniejący adres. Jak się pewnie domyślacie po kilku dniach dostał odpowiedz z datą i miejscem spotkania (w końcu sam mu pomagałem napisać odpowiedź). Wygolił się, wystroił, wypachnił i pojechał ,,11’’ do centrum. Oczywiście nikt nie przyszedł na spotkanie, ale za to dostał od ,,Niej’ list z przeprosinami. Nękaliśmy go tak ze 2 tygodnie (chyba ze 3 razy był na tej lewej randce). W końcu wszystko się wydało, nie odzywał się do nas chyba z miesiąc (patrząc z perspektywy czasu, to było podłe, ale młodość ma swoje prawa).
Pozdrawiam wszystkich chłopaków z rocznika 1972.
Spotkajmy się kiedyś!
ja bardzo przepraszam, że przeszkadzam w tych męskich pogawędkach ale tak się stało, że przez najzwyklejszy przypadek siedząc w wyszukiwarce i wpisując swoje panieńskie nazwisko (szukałam kogoś z mojej rodziny) wyszukało mi ten temat i zrobiłam takie oczy bo wygląda na to, że ten właśnie post jest o moim bracholku :lol, Piotr R z Lubina, inaczej Rudi, rocznik 1972 chodził do wojskowego LO w Częstochowie, pamiętam też jego kolegę Sebastiana Klimasa , wiem też, że kumplował się z takim gościem ze Zgierza, nie pamiętam nazwiska Ale Piotr się zdziwi jak mu podeślę ten link
Dołączył: 05 Maj 2005 Posty: 67 Skąd: Obecnie Konin
Wysłany: 09 Lut 2008 10:58 pm Temat postu:
Ja jeszcze przypominam sobie (przez mgłę co prawda) jeszcze fajny (jak dla kogo) numer z jajkami na twardo. No więc były kiedyś na kolację, ale chyba nikt ich nie jadł (z wyjątkami) no i wzięliśmy z Wieczorkiem po kilka ze sobą do pokoju. Tu mi się urywa film bo z chronologią coś nie tak, ale trochę później (następnego dnia chyba) zauważyliśmy, że na salę gimnastyczną zasuwają młodzi (już nie wiem z którego roku) - u nas okno na oścież otwarte, jajka leżą, młodzi idą - Wieczorek pierwszy - nie trafił - zresztą nikt z nas nie trafił bezpośrednio (nie pamiętam czy ktoś jeszcze z nami rzucał), ale najlepsze było jak Paweł rzucił i trafił w drzewo - jajko chwile spadało przez gałęzie i liście, a w tym czasie pod drzewo wlazł któryś z idących na salę młodych. Jajko spadło na niego albo tuż obok bo klient momentalnie odskoczył. Już nieźle polewaliśmy. ale koleś nie dawał za wygraną - patrzy w górę na drzewo - na jajko - znowu na drzewo - schyla sie do jajka - i tu po prostu nie mogłem już wytrzymać i padłem na któryś wóz żeby oddech złapać od śmiechu.
P.S. przeanalizujcie tok myślenia gościa na którego spadło z drzewa jajko kury i to ugotowane na twardo
P.S. 2 Kolego od jajka jeśli to czytasz to wielkie sooory ale jedyna pocieszająca rzecz dla ciebie może być taka, że dostarczyłeś ogromnej dawki humoru kilku podłym facecikom
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Idź do strony Poprzedni1, 2, 3Następny
Strona 2 z 3
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach