masz racje,zalatwilem jej wczasy w turcji,wykupilem bilet w jedna strone ale bez powrotu do ojczyzny. po prostu jestem koczany ziec. _________________ Dmode-SZACUNEK!!!
W pewną jesienną sobotę, w I albo II klasie, w ramach czynu społecznego w JW za strzelnicą poszliśmy pozbierać im warzywka (tak tak, hodowało wówczas wojsko to i owo).
żeby nam się lepiej pracowało, pokazali nam najpierw te różne cudeńka, co stały na parku, a do których od czasu do czasu były robione wypady.Potem poszliśmy na grządkę z burakami, które mieliśmy wyrwać i oczyszczone włożyć do worów.
Wyrywanie poszło piorunem, ale obcinanie liści i pakowanie do worka szybko zaczęło się nam nudzić, toteż by zwalczyć skradającą się nudę, rozpoczęto obrzucanie się burakami.
W którymś momencie poczułem na udzie wściekłe pieczenie i usłyszałem rechot Kol. Miśka, uradowanego, że trafił w cel. Szybko się oddalił, toteż musiałem zaczekać na okazję do odwetu. Ta przyszła niebawem, gdy Misiek udał się za kulochwyt, aby zapalić.
W ziemi znalazłem buraka - mutanta, wielkości głowy dziecka, wziąłem zamach i dość stromą trajektorią posłałem go w kierunku kulochwytu, za którym 10 sekund wcześniej zniknął mój "cel".
To był rzut mojego życia. Ledwie burak zniknął z pola widzenia, a tu rozległ się huk i, słaniając się na nogach, oburącz obejmując mózgownicę, ukazał się nam obolały Misiek. Podszedł kilka kroków, padł. Bezładne drgania kończyn dowodziły, że jeszcze żyje. Jego momentami histeryczne "jazdy" z przeszłości spowodowały, że zostawiliśmy Go samemu sobie. Doszedł do siebie po kwadransie, no może dwóch.
Moje życie ocalało chyba tylko dlatego, że ofiara kogo innego posądzała o ten "wyczyn". Ten domniemany "sprawca" to był kawał chłopa, toteż skończyło się na pogróżkach w jego kierunku. Prawdę Misiek poznał po latach ...
**********
Poza warzywami w jednostce była też hodowla owiec. Na tym samym "czynie" poproszono paru chłopaków, by ich stadko przegonili z jednego miejsca w drugie. Koledzy gorliwie spełnili prośbę, przerażone zwierzaki przegalopowały kilkaset metrów w drugie miejsce.
Poszło dobrze, ale chyba za łatwo, toteż niebawem rogacizna z powrotem zapieprzała z powrotem, i tak jeszcze parę razy. Był to pierwszy i ostatni raz w życiu, gdy widziałem, jak wełniste stworzenia dyszały z wywalonymi jęzorami, jak nie przymierzając, psy. _________________ OLW Lublin, Matura 1993, Klasa 'B'
>>> wizytówka <<< , >>> tu pracuję <<<
Dołączył: 28 Mar 2005 Posty: 30 Skąd: Nowy Glinnik
Wysłany: 07 Cze 2005 07:40 pm Temat postu:
A tak BTW to Miśka spotkałem w 2002 na egzaminie z j.angielskiego w Krakowie. Zreszta pracuje w Lublinie i jeśli dobrze pamietam to na Kruczka właśnie (a może na Majdanku? hmm). Ale to to chyba wiesz.. _________________ Marcin Szpyruk "Shapyr"
OLW Lublin klasa 'A'
Matura '93
obenie: 7 dlot 25BKPow.
podpowiadam dobry sposob na wizyty , a raczej ich likwidowanie w zarodku;
kiedy tesciowa oznajmia, ze z checia by nas odwiedzila, pada niezmiernie proste pytanie- po co?
skutecznosc gwarantowana, dziala zarowno na nieskomplikowane,
jak i skomplikowane struktury psychiczne
o te drugie- by the way- coraz trudniej
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach